Stałam się ateistką z własnego wyboru. Stało się to... długi, długi czas temu. Konkretnie po 2 klasie podstawówki, czyli po pójściu do Pierwszej Komunii. Wtedy nastąpiła przełomowa rozmowa z moją matulą. Wyjaśniła mi, że uczę się tylko i wyłącznie dla siebie - że od tego zależy moja przyszłość i zawód, jaki będę chciała wykonywać. Również rozmowa dotyczyła wiary. Mamie zależało, żebym poszła do komunii, a dalej żebym sama zdecydowała, czy chcę uczęszczać na religię, bo to ja mam wierzyć - w całym znaczeniu tego słowa. Nie odczuwałam przywiązania do chrześcijaństwa. Mama poradziła mi także, żebym na własną rękę zaczęła poszukiwanie tej religii, która odzwierciedla moje przekonania, poglądy. I która sprawi, że zacznę wierzyć.
I tak minęło 7 lat. Ja nadal szukam, ale uważam że ta rozmowa byłam kluczową sprawą na uporządkowanie wartości, jakimi są nauka i wiara.
A dlaczego nie wierzę? Przede wszystkim dlatego na niejasne odpowiedzi na pytania lub całkowity ich brak, np. co się działo z ludźmi, którzy żyli przed narodzeniem Chrystusa?, czy skoro Bóg ma nad wszystkim kontrolę, to dlaczego jest tyle nieszczęścia i krzywd?
I skoro potrafi wszystko - to dlaczego tak spieprzył człowieka?
+ dodam, że nie potrafiłabym być częścią społeczeństwa, które ma skrajnie inne poglądy od moich - tak jak w przypadku islamu i chrześcijaństwa na sprawy choćby homoseksualizmu.
Miałam również podobną sytuację jak korozja - nie ukrywam, że czasami chodzę do kościoła, ot aby pomyśleć i zastanowić się nad różnymi sprawami.
Powracając do tematu - akurat byłam zmuszona zostać na mszy, byłam w poczcie sztandarowym. Ksiądz rozpoczął kazanie na temat homoseksualizmu, opowiadał jakąś wynaturzoną historyjkę jak to syn-gej sprawił wielką przykrość swej matce swoją 'odmienną' orientacją i co powinien zrobić, aby się nawrócić. Tak mnie to wzburzyło, że po prostu wstałam i wyszłam z kościoła, czego konsekwencje poniosłam, oczywiście.
Stałam się ateistką z własnego wyboru. Stało się to... długi, długi czas temu. Konkretnie po 2 klasie podstawówki, czyli po pójściu do Pierwszej Komunii. Wtedy nastąpiła przełomowa rozmowa z moją matulą. Wyjaśniła mi, że uczę się tylko i wyłącznie dla siebie - że od tego zależy moja przyszłość i zawód, jaki będę chciała wykonywać. Również rozmowa dotyczyła wiary. Mamie zależało, żebym poszła do komunii, a dalej żebym sama zdecydowała, czy chcę uczęszczać na religię, bo to ja mam wierzyć - w całym znaczeniu tego słowa. Nie odczuwałam przywiązania do chrześcijaństwa. Mama poradziła mi także, żebym na własną rękę zaczęła poszukiwanie tej religii, która odzwierciedla moje przekonania, poglądy. I która sprawi, że zacznę wierzyć.
I tak minęło 7 lat. Ja nadal szukam, ale uważam że ta rozmowa byłam kluczową sprawą na uporządkowanie wartości, jakimi są nauka i wiara.
A dlaczego nie wierzę? Przede wszystkim dlatego na niejasne odpowiedzi na pytania lub całkowity ich brak, np. co się działo z ludźmi, którzy żyli przed narodzeniem Chrystusa?, czy skoro Bóg ma nad wszystkim kontrolę, to dlaczego jest tyle nieszczęścia i krzywd?
I skoro potrafi wszystko - to dlaczego tak spieprzył człowieka?
Proszę czekać...
albarash89
odpowiedział(a) 18.01.2017 o 16:54:Takie są dowody na istnienie Pana Boga [LINK]
[Zgłoś]